Nie do końca wiem, co powoduje, że taką popularnością cieszą się programy, w których ludzie oceniani są na żywo. Zarówno te, w stylu "Mam talent" czy dawny "Idol" jak i wywiady, w których prowadzący zagania swego rozmówcę w kozi róg. Widzimy to u Wojewódzkiego, widzimy u Szczuki... W czym rzecz? Co nas tak urzeka?
Śmiem twierdzić, że własne kompleksy rozładowujemy przed telewizorami. Patrzymy i z satysfakcją porównujemy:
- nasze życie do czyjegoś (zwłaszcza nieudanego, pełnego tragedii i pecha),
- swój wygląd do wyglądu gwiazd (zwłaszcza jeśli pokazuje się ich mankamenty, skryte tajemnice, tycie, przepicie czy zapłakane oblicza),
- naszą inteligencję do bystrości osoby "na dywaniku" (jakże nas radują głupawe odpowiedzi, wyciągnięte sekrety, zakłopotanie lub wstyd na twarzy rozmówcy),
- swoje zdolności do braku talentu w innych (nieudane popisy śpiewacze czy inne występy osób pragnących dostać się do programów o zdolnościach i predyspozycjach)...
Budujemy swój wizerunek w oparciu o porównania. Oczywiście ten na plus. I z jednej strony to dobrze, bo to ważne, by widzieć swoje zalety, doceniać swoją wartość, budować samoocenę. Z drugiej kiepsko, jeśli budujemy to na trupach bogu ducha winnych ludzi. Bo przecież i tych pięknych i tych mądrych i tych zdolnych w tv nie brakuje. Ale ich wolimy nie widzieć. A nawet jak dojrzymy, to czymś się umniejszy to ich piękno, jakiś się brud znajdzie, łatkę się przypnie i po sprawie. Ideałów nie lubimy. Może dlatego, że samych siebie nie lubimy?
Nie martwi mnie, co myślimy o sobie, kiedy patrzymy w szklane oko. Lubimy podglądać. Po to jest telewizor - spełnia nasze marzenia o życiu cudzym życiem, o wglądzie w tajemnice bliźnich, zabija nudę i brak własnych zainteresowań, brak siebie w sobie...
Martwi mnie podły śmiech, cyniczny żart, małpia radość na widok kogoś, komu nie wychodzi, kto nie rozumie, że się go wpuszcza w maliny, kto zwyczajnie nie wie, że jest zjadany. Ku uciesze gawiedzi...
Martwi mnie, że radość czerpiemy z wiedzy o czyimś rozwodzie, chorobie, tragedii czy porażce. Że nie powtarza się wiadomości o ludzkich sukcesach czy dobroci, ale te tragiczne bądź nieprawdziwe. Byle tylko posiać wiatr, wzbudzić sensację, móc zabłysnąć i dać powód innym do cichego rechotu...
Bo ta sfora sprzed telewizora jutro rano znów wstanie i ruszy do swoich zajęć. I przeniesie tę złośliwość do swoich miejsc pracy, szkół, podwórek. Przewali złe emocje na bliźnich, będzie się z nimi taplać w błocie... Niszczyć, dręczyć, obmawiać. Nakręceni, nakręcą innych. Błędne koło...A ile przy tym spowodują łez, ludzkich rozterek, ile nocy ktoś zarwie, bo będzie analizował niezasłużone słowa - tego nie wiedzą. I nie dowiedzą się nigdy. Bądź w najlepszym razie - do czasu...
To mnie boli. Ten brak rozeznania, oddzielenia, świadomości. Brak empatii. Brak serca. Tylko to...
No nic, czas kończyć rozważania.
Chyba zajrzę na Pudelka... Trzeba być na bieżąco. Może się komuś noga powinęła? A co :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz