Niech mi to ktoś w końcu wyjaśni!
Jak to jest: spotykasz nieznaną Ci osobę, nieraz zupełnie z innej planety, kompletnie do siebie nie pasujecie, lubi to czego Ty nie lubisz, nosi to, co Tobie się od zawsze kompletnie nie podoba, ma poglądy przeciwne do Twoich, szuka w życiu czegoś innego, więc...? Dlaczego wpadamy jak śliwka w kompot w związek z przypadkową, niepasującą do nas jednostką? Chemia? Fermony? Paraliż mózgu??? Chyba coś koło tego. A zwie się to: zakochaniem ;)
Zakochanie to chwila, w której ciało zaczyna dziwnie się zachowywać :) Pojawiają się rożne reakcje, zupełnie od nas niezależne, często wstydliwe. Przez to staramy się kontrolować i ukrywać uczucie.
Czy już sam fakt, że się tego wstydzimy i to, że chowamy je przed światem nie sugeruje, że to coś niewłaściwego dla nas? Coś przed czym należy uciekać?
Gdy się zakochujemy pojawia się
typowe rozkojarzenie, stały, głupawy uśmiech na twarzy, brak apetytu, motylki w
brzuchu, poczucie że wszystko jest możliwe - można by góry przenosić... No i oczywiście pojawiają się pytania
bez odpowiedzi, uczucie szczęścia przeplata się z rozpaczą. Totalna huśtawka!
Nie wspomnę już o dziwactwach, które wtedy robimy by zdobyć lub zachwycić wybrankę/a serca. Co najmniej można to nazwać durnowatym zachowaniem. Pianie pod jej oknem, wiersze pożal się boże, wyznania nocne czy niekończące się rozmowy telefoniczne... Masa kosztów - finansowych i własnych (zero honoru), zyski najczęściej nijakie...No, może poza bezbolesnym odchudzaniem ;)
Czy to jest naprawdę to, czego pragniemy? Hmm...
Czym jest zakochanie z naukowego punktu widzenia?
Stan zakochania to podwyższony poziom fenyloetyloaminy
(PEA) i dopaminy, powstanie nowych pętli neuronalnych oraz reakcje fizjologiczne na osobę, w której jesteśmy zakochani takie jak: pocenie
się dłoni (fuj!), przyśpieszone bicie serca (adrenalina). Te
same reakcje wywołuje strach i stres (!). W nieco ponad połowie przypadków
poziom hormonów wraca do normy w ciągu 3-8 lat, (choć zazwyczaj
wcześniej :D).
Dużą rolę odgrywają feromony, hormony płciowe oraz endorfiny, które
powodują uzależnienie farmakologiczne identyczne z uzależnieniem od
opium/morfin.
Jednym słowem: chodzimy w permanentnym stresie, ewentualnie (no to jeszcze rozumiem, że można pragnąć) łazimy jak totalnie naćpani! :)
A realnie?
Osoba zakochana prawie zupełnie nie kieruje się rozumem. Kiedy przedmiot
zakochania nie odpisuje na e-maila przez dwa dni (rany, wytrzymalibyście 2 dni?) lub dzwoni rzadko, wtedy... Umysł zaczyna szaleć, np. „Może on wcale nie jest
mną zainteresowany? Może ona spotyka się z kimś innym? A może po prostu dużo
pracuje? No, ale dwie minuty na napisanie krótkiego maila to chyba by
znalazł? Ona mnie nie kocha, oszukuje...” Rozpacz! Dialog wewnętrzny trwa nieustanne, aż ów mail w końcu się
pojawia. Następuje wtedy podniecenie, którego doświadczył każdy
zakochany. Zawarta jest w tym i radość i strach.
Radość, że kochana istota napisała, patrzysz na temat maila w skrzynce odbiorczej, rośnie podniecenie „ojej on/ona
napisał/a”, już otwieram... I wtedy umysł podsuwa pomysł, że może napisał czy napisała, coś czego lepiej nie czytać? Coś co zabije, zdołuje, zrówna Twój świat z ziemią... A potem emocje znów słabną, pojawia się przygnębienie, ale też ciekawość, co też może w tym liście być. I otwierasz... Doprawdy trudno pojąć po co to komu? :/
Czemu ludzie pragną tak obsesyjnie miłości, tych motyli w brzuchu, tego szaleństwa duszy? Czy warto po kilku latach obudzić się koło kogoś, kogo w trzeźwym rozrachunku palcem byśmy nie zaczepili, o wspólnym życiu nie mówiąc? Kogoś kto pasuje do nas jak kwiatek do kożucha?
Miłość jest ślepa. I głucha też. Bo jak nam ktoś życzliwy i rozsądny tłumaczy, że to nasze wybrane, wyczekane, idealne szczęście to kula w płot, to i tak do nas nie dotrze ;)
Na jednym z blogów ktoś napisał:
"Błogosławieni ci, którzy zakochani są zawsze. Błogosławieni też ci, którzy zakochują się często, błogosławieni ci, którzy są otwarci i otwierają się na zakochanie!"
Sami oceńcie czy to błogosławieństwo, czy żart ślepego losu ;)
Pozdrówki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz