Nie wiem czy ja to kiedykolwiek ogarnę... Po co ludziom dzieci? Dlaczego chcą je mieć? I tak potem tylko narzekają, że zmęczeni, że wyrzeczeń tyle, że same kłopoty, że dzieci niewdzięczne, a oni tyle w życiu dla nich zrobili... Same rozczarowania. Więc po co?
Jedni (wierzcie mi, że takich znam!) chcą mieć dzieci, żeby...Przekazać geny! Serio! Żeby posiadać w domu własne odbicie, zarówno to fizyczne, jak i to charakterologiczne. Czyż nie jest to najwyższą formą narcyzmu? Mieć dzieci, by patrzeć każdego dnia w swoje oczy, napawać się swoimi zachowaniami, wychwalać swoje cechy?
A to wszystko na tyle głupie, że nie zauważające, iż "ja" w takim układzie nie istnieje, bo "ja" jest odbiciem mego ojca, a on swego ojca, więc moje dziecko to nie ja, a mój prapraprzodek, o którym guzik wiem.. Więc skąd pomysł, by się tym zachwycać?
Znam również Państwa Wygodnickich. Tych co to płodzą dzieci w myśl zasady: A kto mi na stare lata szklankę wody poda? Produkują sobie pielęgniarkę, szofera, lokaja i Bóg wie kogo jeszcze w jednym na spokojną starość.
Uważaj człowieczku egoistyczny, bo możesz się bardzo przejechać. Dzieci się wyprowadzą, odejdą, zapomną o Tobie. I figę z makiem zobaczysz, a nie herbatkę. Bo założę się, że dzieci, które wyrastały w przekonaniu, że są wyłącznie polisą, ubezpieczeniem na starość, zwiną żagle i odpłyną w siną dal, zanim się zdążysz zorientować. I nie dziw się im. Sam byś tak zrobił.
Są również matki Polki i ojcowie Polacy (tych zdecydowanie mniej). W imię posiadania potomstwa są w stanie zrobić wszystko. Noszą, rodzą, pielęgnują. Masowa produkcja... Kobiety zaniedbane, nieuczesane, niezadowolone, nie mające czasu dla siebie. Nic tylko zupka i kupka. Z taką to pogadasz wyłącznie o sprawach potomstwa, bo niby o czym jeszcze? No, czasem o chorobach (jest przecież specjalistką, zwłaszcza w tych z kategorii wieku dziecięcego) lub serialach (jeśli akurat znajdzie czas, by przysiąść i przyswoić). Ale wyjściowe to to nie jest i nikt jej nie uważa za towar ceniony i poszukiwany. Takich to przecież wciąż na pęczki...
Tatusiowie z kolei umęczeni, na dwóch etatach ryrający, by nakarmię te zgraję. Wiecznie zasmuceni, sfrustrowani, skazani na porażkę. Bo gdzie tu rozwinąć skrzydła? Codzienność dociśnie ich do ziemi. I zadusi.
Może dzieci to i skarb. Tak mawiają. A może to tylko presja społeczna? Bo niewielu znam rodziców szalejących z radości z powodu kolejnego, czwartego już z rzędu potomka. Po co więc tyle o tym mówić? Tak nad tym piać? Powiedzmy sobie wprost: dzieci to wydatki, troski, zobowiązania i ciążka orka. Chcecie - miejcie. Ale nie kłamcie, że to taka bajka. To raczej horror z elementami nudnej publicystyki. Niekończący się, jak brazylijska telenowela...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz