wtorek, 15 stycznia 2013

Nazewnictwo

Zastanawia mnie nazewnictwo w języku polskim... Dlaczego ma ono szowinistyczny zaciąg i brak mu żeńskich odpowiedników? Czy kobiety wciąż są gorsze i nie zasługują na własne określenia?
Już rozwijam wątek:

Przykładowo:
Jest pani pielęgniarka, więc i pan pielęgniarz. Pan nauczyciel z panią nauczycielką czy pan bibliotekarz z panią bibliotekarką. Ok. Jak widać oba zawody doczekały równouprawnienia, więc i nazwy dostosowano (choć pan pielęgniarz od pani pielęgniarki wyjątkowo pochodzi ;)).

A co z panią żeńską minister? Przecież nie brakuje nam ich w rządzie. Czemu wciąż obowiązuje forma męska? Co prawda są już zakusy by mówić: ministerka lub ministra, ale nie słyszałam jeszcze, by ktokolwiek użył takiego określenia podczas debat politycznych.
Co z innymi zawodami? Pani mechaniczka. Dziwnie brzmi? Ale konstrukcja językowo prawidłowa.
Pani pilotka? Co prawda kojarzy się od razu z czapką, ale przecież tak właśnie powinna brzmieć ta nazwa. A bokserka - znów skojarzenie - z rodzajem podkoszulka, prawda? Podobnie jak pani marynarka, która nie jest częścią garderoby, ale wykwalifikowanym pracownikiem służb mundurowych, pływającym po morzach i oceanach :)
Inny przykład - zdanie: „Czy widziałeś porucznik?”  - narzuca od razu użycie nazwiska, by w pełni oddać cel pytania, a więc: „Czy widziałeś porucznik Kowalską?” (ewentualnie: „Czy widziałeś panią porucznik?”). Poruczniczki brak.


Rzeczowniki dwurodzajowe (określające zawody i funkcje, które przez długi czas zarezerwowane były dla mężczyzn), np. premier, minister, prezydent, górnik, architekt nie potrzebowały formy żeńskiej, jeśli kobiety nie wykonywały jakiegoś zawodu. Zrozumiałe. Jednak dawno się to już zmieniło.
Co ciekawe, zapomniano również utworzyć żeńskie odpowiedniki dla określeń takich zawodów czy funkcji, które są często wykonywane czy piastowane przez kobiety. Jak powiedzieć w rodzaju żeńskim o kierowcy czy dyplomacie? Kierowczyni (bo przecież nie: kierownica)? Dyplomatka (tak samo jak określenie teczki)?

Dyskryminacja na każdym kroku.
Może już czas sięgnąć śmielej po formy żeńskie pochodzące od męskich,np. filozofka, psycholożka, ministra (która wcale też nie jest gorsza od ministerki) i inne formy, które torują sobie drogę w komunikacji publicznej?
Może czas zauważyć kobiety i sprawić, by nazwa zawodu, który wykonują, nie stawiała ich w cieniu kolegów po fachu?
Ot takie widzimisię kobiety, w czasach wzrostu i postępu, i podobno... równouprawnienia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz