środa, 23 stycznia 2013

Ksiądz po kolędzie

Sezon kolędowy trwa. Księża śmigają po domach, pukają do drzwi, wchodzą zapraszani przez nisko pochylonych parafian.
Parafian? No, niby parafian. Ba! Ludzi wierzących, ochrzczonych. Bo statystyki nie kłamią :)

W Polsce 95% mieszkańców to ludzie ochrzczeni. I tylko tyle. Bo jeśli chodzi o uczęszczanie do kościoła, to kształtuje się to w granicach 20-30%. Wiem, wolna wola. Nikt nikogo ani do wiary, ani do praktyk religijnych nie zmusza.
Wytłumaczcie mi więc dlaczego aż 70% przyjmuje księdza? No dlaczego?
Chcą się pokazać, że tacy wierzący? Komu to niby wciskają - księdzu, który ich na mszy na oczy nie widział czy sąsiadom, którzy i tak się nie nabiorą, bo przesiadując w oknach nigdy nie widzieli, żeby tamci w niedzielę pomaszerowali w stronę kościoła...
Więc komu?

Podejrzewam, że sami sobie. A po co? To już tylko oni wiedzą. Sądzę, że chcą tym uciszyć sumienie. Może mimo braku wiary boja się trochę tego, co będzie po śmierci i na wypadek nagłego końca świata ściskają księżowską dłoń? I pewnie również chcą zostawić sobie otwarte drzwi na przyszłość, czyli okoliczność chrztu, ślubu, komunii, pogrzebu...?

Jestem świeżo po obserwacjach kolędy w moim bloku. Znam doskonale tych, którzy chodzą regularnie do kościoła, jak i tych okazjonalnych - świątecznych, okolicznościowych. To zaledwie kilka sztuk.
Za to w dniu przyjścia księdza gwar na klatkach sięgał zenitu. Ludzie wystawali pod drzwiami, witali z daleka, uśmiechali się, cieszyli jak dzieci. Jeden przez drugiego zapraszali księdza do siebie. Cyrk!

Jeszcze zabawniejsze było obserwowanie, jak cichaczem przebiegali z góry na dół i z powrotem, by pożyczyć od tych, którzy już księdza ugościli: obraz, świece, obrus, wodę święconą, ba nawet Pismo Święte, by wystawić je u siebie i godnie przyjąć
Potem poopowiadali, zarzucili księdza masą niepotrzebnych mu informacji o świecie i polityce, o życiu sąsiadów i zmianach pogody. Broń Boże nie ruszyli sedna spraw wiary. Najlepiej od razu uderzyć w księdza pytaniami - jak nie o niego samego, to o parafię lub ogólne zasady pobożności. I jakoś przetrwać te kilka, kilkanaście minut. Grunt to opanowanie i poczucie humoru.

Nigdy nie zrozumiem sensu tej gry. Jesteś niewierzący - Twoja sprawa. Ale miej zasady i nie odstawiaj szopki, choć to właściwie szopek czas... Może to właśnie dlatego?
Ale i tak nie rozumiem. Tyle  w tym temacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz