poniedziałek, 1 września 2014

InPost, czyli dramat szarego człowieka...

Ten kraj niejednego wykończy...

Nic szczególnego: dostałam awizo do skrzynki. Nie byłam zaskoczona, spodziewałam się przesyłki z allegro. Z nawyku pomaszerowałam na pocztę.
Pani w okienku nieuprzejmym tonem poinformowała mnie, że to nie u nich. Adres ten sam, ale nie u nich. To niejaki InPost, a przesyłkę odebrać mogę w kiosku Ruchu, ten sam budynek, drugie wejście. Poszłam.

Kiosk był już zamknięty. A w zasadzie nie kiosk, a okienko, bo widziałam, że w środku siedzi kobieta. Na okienku kartka: czynne 7-16. Oczywiście w tych godzinach to ja albo idę do albo z pracy, albo w pracy jestem. A że była minuta po 16-tej zapytałam grzecznie czy zechciałaby mi wydać przesyłkę, bo ja pracuję, nie mam jak, nie mogę itp. itd.
Ale skąd! Wygłosiła, że jej to nie obchodzi, bo ona zamyka. To pytam czy syn juro może odebrać? Ona, że jak dam synowi notarialne upoważnienie, to mu wyda.
No i mnie szlag trafił!

Siedzi, ma to na blacie, zajmie jej kilkanaście sekund... Wydarłam się, że złożę skargę. A ona do mnie, że ma to gdzieś. Wyobrażacie sobie???
(Na marginesie: Skargi na panią z kiosku Ruch nie złożyłam. Dowiedziałam się, że ona byłaby szczęśliwa, gdyby jej te obowiązki związane z InPostem odebrali. Czyli skarga mogłaby spowodować ułatwienie jej pracy? Tego na pewno nie chciałam! Nie składam skargi – postanowiłam – niech się dalej użera z przesyłkami i wściekłymi odbiorcami :P)

Ale to nie koniec.
Wróciłam do domu, wpieniona na maksa. Odpaliłam kompa, znalazłam w necie numer do tego InPostu i dzwonię. Infolinia wiadomo - ma czas, wybierz 1 jeśli... wybierz 2 jeśli... itd.., ale ja mam cierpliwość!
I doczekałam się w końcu konsultanta od reklamacji. Wyjaśniam panu, że nie mam jak odebrać przesyłki, że pracuję itp. i co mam zrobić? Pan uprzejmie poinformował mnie, że:
1. „Powinnam się cieszyć, bo inne ich punkty pracują do 14-stej, a nie jak ten do 16-tej” (???)
2. Zapytał: "A nie może sobie pani wziąć wolnego dnia w pracy, żeby list odebrać?" (!?!)
No jasna cholera! (Wybaczcie, ale trudno się powstrzymać...)

Szłam w zaparte, że nie mam jak, niech coś zrobi. On na to, że w zasadzie... może mi zmienić punkt odbioru skoro się tak upieram...
No! :)
Szukał szukał i pyta: „Puławy pasują? Tak do 20-tej czynne...” Matko kochana, to jakieś 50 km stąd!!! 
Szukał dalej i wreszcie jest punkt w centrum miasta, blisko mojej pracy, czynny do 18-tej. Chwała Bogu! Gość spisał moje dane, telefon, czego chcę, i gdzie chcę, i tu dodał (podałam mu numer przesyłki z awizo): "To z sądu".
Jezu -myślę - wezwanie na rozprawę! (Fakt, tydzień temu złożyłam w sądzie pozew, ale tak szybko? I na kiedy termin? Nic nie wiem przecież...)
A gość do mnie zadowolony: "No, to załatwione. Jak przeniosą tę przesyłkę z kiosku czynnego do 16-tej do punktu czynnego do 18-tej to zadzwonimy. No, niech się pani cieszy".
Pytam więc ile to mniej więcej potrwa, a on: "Około 14 dni."
Boże, 14 dni??? To już po rozprawie w sądzie może być przecież!!!
Ale facetowi to wisiało. Nic więcej nie wskórałam.
(Dobrze, że mam koleżankę w sądzie. Dowie się o termin rozprawy.)

Jak widać w tym państwie na prostą akcję korespondencyjną nie ma co liczyć. Nic dziwnego. Służba zdrowia kuleje, szkolnictwo kuleje, sądownictwo kuleje, to niby czemu przesyłki miałyby docierać w miarę normalnie? Powodów brak.
Polska, piękny kraj...

I jeszcze jedna wypowiedź mi się przypomniała: „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy” (J. Piłsudski). Jakoś tak mi do pani z kiosku Ruchu i do paru innych pasuje, niestety... :/

Ala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz