środa, 17 września 2014

Trasy rowerowe – śliczne i zdrowe... czyli jak się odnaleźć w labiryncie uczuć

Rower.
Wydawałoby się prosta sprawa: Kupujesz, wsiadasz, jedziesz. Znajdujesz ścieżki rowerowe , malownicze zakątki i korzystasz z walorów przyrody. Wiatr we włosach, zapach traw i... tłum polujących bądź upolowanych.
Znaczy kto? Znaczy zakochani. Lub kandydaci na zakochanych.

Człowiek chciałby w ciszy i względnej samotności obcować z naturą po godzinach pracy. Niestety. Szanse są równe zeru :/
Przykład:
Wjeżdżasz na ścieżkę rowerową. Ładnie, czysto, nie trzęsie.
Tyle że ludzi tłum. Jeśli nie jadą pod prąd, to idą pod prąd, albo nagle zawracają wpadając ci pod koła. Po mniej więcej piętnastu minutach masz serdecznie dość. I łażących jak ślimaki i tych niedzielnych rowerzystów ledwo trzymających rower w pionie. Masakra jakaś.

Dodaj napis
Ale nie to jest najgorsze. Gorsi są zakochani, którzy obsiadłszy wszystkie ławki wzdłuż ścieżki rowerowej biegnącej za miastem, migdalą się, obmacują i ściskają w zasadzie bez hamulców na oczach przejeżdżających. Trudno nie zauważyć, a niektórym trudno się skupić, kiedy tej czy owej pannie spod spódnicy wystają (mało powiedziane :P) stringi i z daleka wabią czerwienią. Horror jakiś... (Czasy, kiedy mężczyzna dbał o reputację kobiety, dawno minęły...)
(Tu dodam, że zapewne mamusia owej panny przekonana jest, że córunia wyszła na przejażdżkę rowerową dla zdrowotności i ani jej w głowie, że rowerowi na imię Jaś :P)

Ale i nie te obłapiające się pary są najgorsze. Najgorsza grupa to: polujący i ich (jakby nie patrzeć chętne) ofiary. Czyli panowie, którzy watahami penetrują trasy rowerowe i wyszukują samotnych lub sparowanych (w systemie ona-ona) łań, by na ich widok rozpocząć skomplikowane pląsy rowerowe bądź znienacka niewybrednie zakrzyknąć ci tuż nad uchem. Stara szkoła ;)
Panienki gorsze nie są. Lans na całości, od markowych skarpetek po najnowsze trendy okulary na nosie. Obsiadają murki wzdłuż ścieżki, ewentualnie ławki i czekają.

Osobiście słyszałam następujący dialog:
Panna A: Łysy już jechał?
Panna B: Tak, jakieś 10 minut tamu. Zaraz będzie wracał.
Panna A: Extra, to daj szybko błyszczyk...
Itp., itd...

Ja wiem, że rower to piękny sport i cudowny relaks, ale...
Okoliczności niekiedy zniechęcają. Nie bardzo mam ochotę uczestniczyć w nieustannym, wszechogarniającym tokowaniu. To i niesmaczne i żenujące.
Już lepiej porzucić przetarty szlak i udać się do lasu. Tam i ciszej i piękniej. Tyle, że mniej bezpiecznie, fakt. A i tu bywa, że raz na jakiś czas, człowiek niechcący nakryje na polance zaskoczoną, lekko pomiętą parę... Taki life :/

A może olać to wszystko i też zabrać ze sobą swoją drugą połówkę? Migdalić się i jeść sobie z dzióbków na szlaku, zatrzymywać się by się móc pościskać, albo obcałowywać tuż za zakrętem (niech ten i ów orła wywinie :P)?
Czemu nie?
Wszak raz: Randka na rowerze to popularny, polecany w poradnikach sposób spędzania czasu we dwoje.
A dwa: Stare porzekadło mówi „Wszedłeś między wrony – kracz jak one”.
W sumie...co mi tam szkodzi...
Ech...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz